#polonistkazagranicą
Nie jestem jakąś zapaloną układaczką puzzli. Podobają mi się wizualnie i jako metafora.
Lubię ten moment, kiedy kawałki do siebie idealnie pasują. Robią wtedy charakterystyczny klik. Wyobrażam sobie, że podejście do puzzli symbolizuje podejście do życia. Jedni liczą najpierw, czy są wszystkie elementy. Drudzy dbają o porządny stół. Inni biorą się od razu do układania. Ktoś zaczyna od rogów, od ramki. Ktoś bierze się za niebo, żeby mieć najtrudniejsze z głowy.
Ja lubię ten klik. Pewność, że wszystko jest tak, jak trzeba. I że zaskoczyło.
Druga strona puzzlowego medalu jest taka, że to dopasowywanie to proces. Czasem błyskawiczny. Czasem żmudny. Wymagający cierpliwości, pomysłu, wiary, chęci, samodzielności, współpracy, wytrwałości, umiejętności zaczynania od nowa… Bo czasem ktoś szturchnie. Wiatr zawieje. Kot wskoczy na stół. Mimo to, mozolnie, mimochodem tworzymy jakąś całość. Jaką. Trudno powiedzieć. Chyba każdy swoją.
Tak widzę uczenie (się) polskiego za granicą. Jak układankę. Dopełniamy. Dokładamy kolejne elementy. Szukamy podobieństw. Kawałek po kawałku.

Dodaj komentarz