#lekturyzagranicą
Nie przypominam sobie, żebym czytała Cudzoziemkę w szkole średniej albo na studniach. Fragmenty, które później napotykałam w podręcznikach, wcale nie zachęcały do lektury. Główna bohaterka wydawała mi się tak odpychająca, a jej upór tak męczący, że musiało minąć kolejne kilka lat, bym dała kobiecie szansę zaprezentować się w całości.
Książkę przeczytałam z przyjemnością, co nie znaczy, że polubiłam się z Różą Żabczyńską. W posłowiu jest mowa o tym, że powieść analizowano głębiej pod kątem wątku muzycznego. Zastanawiam się, czy Różą zajęli się także współcześni psychologowie i czy określili ją mianem toksycznej matki albo narcyza?
Po raz pierwszy odczuła gorycz bycia cudzoziemką, kiedy wyemigrowała jako dziecko. Po raz drugi doświadczyła tego – paradoksalnie – po powrocie do ojczyzny. Nigdy nie była stąd, zawsze stamtąd.
Tak, ot, z dnia na dzień kazano całą moją radość, dzieciństwo moje porzucić – i do Polski wracać, do której dziadowie tęsknili. Dla nich ona była krajem szczęśliwej młodości. Ale dla mnie czym? Wygnaniem…
Doświadczenia Róży podziela z pewnością wiele osób, które wyjeżdżają z kraju jako dzieci, a wracają jako dorośli. Choć najpewniej nie jest to powód traumy, która aż tak rzutuje na całe dorosłe życie i relacje z najbliższymi.
Kolejna rzecz, która, z mojego punktu widzenia, bardzo rezonuje z tym, co mówi się o związku emocji z chorobami ciała, to wizyta Róży u lekarza, a właściwie jej spotkanie z doktorem Gerhardtem. Róża za sprawą doświadczonego specjalisty, który dostrzegł w jej oczach źródło wszystkich cierpień, wyszła odmieniona. I ten moment w całej powieści ujął mnie najbardziej.
Powiedziałam: dzięki Gerhardtowi odpuściłam moim winowajcom i sama o odpuszczenie proszę. Ty pewnie zapytasz się zaraz: dlaczego? A ot, córko moja, dlatego że o n j e d e n n i e z l ą k ł s i ę m n i e. On jeden nie słuchał słów moich, tylko serca posłuchał. On jeden dzieciństwo w starym moim sercu zobaczył! Nie perswadował nic, nie walczył ze mną, nie obrażał się i nie pochlebiał: głupie ręce skrępował, językowi złemu kazał milczeć – serca słuchał i męczarnię jego zrozumiał.
Pozostał jednak czytelniczy niedosyt po owej wizycie. Kuncewiczowa wprawdzie pod koniec wyzwala swoją bohaterkę od cierpienia, lecz pospiesznie kończy ten etap. W moim odczuciu – przedwcześnie.
Maria Kuncewiczowa, Cudzoziemka. Warszawa 2023. Wydawnictwo Marginesy, s. 232, 258.

Dodaj komentarz